Autor: Michał Górecki / se.pl

Dramatyczne wydarzenia w opolskim Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym Sióstr Franciszkanek. Siostry miały dopuszczać się przerażających praktyk – m.in. wyłudzania pieniędzy i skrajnych zaniedbań w opiece nad starszymi osobami, które w konsekwencji doprowadziły do śmierci (co najmniej) dwóch osób. Poznajcie szczegóły wstrząsających relacji z funkcjonowania ZOL-u przy ul. Prószkowskiej 72 w Opolu.

1 października, Przemysław Supernak, wnuk ponad 90-letniej kobiety, która od 15 stycznia br. jest pod opieką opolskiego ZOL-u, opublikował niepokojący wpis w mediach społecznościowych. Wynikało z niego, że Pani Janina wskutek nieodpowiedzialnego postępowania personelu doznała odleżyn, które skończyły się martwicą. To wydarzenie odsłoniło szereg kolejnych nieprawidłowości w działaniach sióstr zakonnych, które najprawdopodobniej zostaną zgłoszone do prokuratury.

„Niestety nie mamy jeszcze dokumentacji medycznej babci. Żaden z członków rodziny nie ma pełnomocnictwa, nikt nie jest też opiekunem prawnym. Kiedy babcia trafiła do ZOL-u, chcieliśmy takie dokumenty załatwić, niestety: żaden notariusz nie podjął się takiego zadania. Jedna notariuszka po rozmowie z babcią stwierdziła, że nie może tego zrobić, ze względu na wiek i stan babci” – tłumaczy wnuk 90-latki, Przemysław Supernak.

Przed pojawieniem się koronawirusa w Polsce, rodzina odwiedzała kobietę regularnie, ale podczas pandemii zaczęły się problemy. Ograniczono odwiedziny, a ze względu na brak stosownych uprawnień, pracownicy odmawiali udzielenia jakichkolwiek informacji przez telefon, tłumacząc się ustawą o RODO. Szczątkowe komentarze mówiły tylko, że wszystko jest po staremu i w normie.

Niespodziewanie, pewnego dnia mama pana Przemysława otrzymała telefon, z którego wynikało, że 90-letnia babcia jest w dramatycznym stanie! Pojawiła się odleżyna, a w niej martwica, krytyczne odwodnienie i niski poziom białka.

„Pytaliśmy, jak często jest badana, bo przed pobytem w ZOL-u miała opiekę domową i lekarzy. Pani dyrektor powiedziała, że badań nie ma co miesiąc, bo po co męczyć pacjenta. Badania zaczęli wykonywać, kiedy babcia była już w stanie krytycznym” – opowiada pan Przemysław.

Po takiej informacji Pan Przemysław postanowił działać. Zgłębił temat, zaczął zadawać pytania, przez co trafił na kolejne osoby dotknięte problemami opolskiego ZOL-u.

„Świadkowie nieprawidłowości są gotowi zeznawać przed prokuraturą. – Udało mi się znaleźć osoby, które pod swoim nazwiskiem opowiedzą o wszystkim. To nie jest takie proste, większość tych ludzi ma członków swoich rodzin w środku. Boją się konsekwencji, że to się na nich zemści” – przyznaje.

Swoimi doświadczeniami z opolskim ZOL-em zgodziła się podzielić również pani Patrycja Kowalczyk, wnuczka 80-letniej Kazimiery, która po trzykrotnej hospitalizacji zmarła w szpitalu. Tu sytuacja wyglądała nieco inaczej.

W sierpniu 2017 r., Pani Kazimiera miała wypadek. W konsekwencji wymagała całodobowej opieki.

„Dzwoniłyśmy do różnych placówek, nigdzie nie było miejsca, żeby przyjąć babcię. Najpierw opiekowałyśmy się babcią same, ale to był koniec 8. miesiąca mojej ciąży, mama wróciła do pracy, a ja nie miałam już siły. Opolski ZOL sam się z nami skontaktował, przez telefon usłyszałyśmy, że znalazłoby się miejsce, że oni mogliby ją wziąć” – przyznaje pani Patrycja.

Początkowo nic nie budziło wątpliwości, rodzina regularnie odwiedzała starszą kobietę. Niestety, wraz z początkiem roku i rozwiązaniem ciąży, ciężar obowiązków stał się przytłaczający, a wizyty coraz rzadsze.

„Po 3 miesiącach obie zauważyłyśmy, że babcia nie ma tam nawet z kim porozmawiać. Później, z czasem zaczęła cały czas spać. Zauważyliśmy, że coś jest nie tak. Babcia miała cewnik, zaczęła pojawiać się krew. Na pytania nikt nie chciał nam odpowiadać, bo nigdzie nie było lekarza prowadzącego” – relacjonuje wnuczka zmarłej pani Kazimiery.

Po pół roku, pani Kazimiera pierwszy raz trafiła do szpitala. Jej stan był krytyczny. Jeden z lekarzy powiedział, że czegoś takiego nigdy nie widział: 

„W jakim ośrodku można doprowadzić człowieka do takiego stanu?” 

Kiedy jeden z doktorów dzwonił do ZOL-u w celu uzyskania dokumentacji medycznej, telefony milkły. Nikt nie chciał udostępnić dokumentów. W sumie 80-letnia kobieta w ciągu pobytu w ZOL-u trafiała do szpitali trzykrotnie. Ostatni raz, do placówki przy ulicy Katowickiej, gdzie zmarła.

Pani Patrycja zwraca uwagę na niepokojącą zmianę w zachowaniu babci:
w szpitalu, pani Kazimiera miała być komunikatywną i normalnie zachowującą się osobą. Całkowicie inaczej zachowywała się w opolskim ZOL-u: była milcząca i wycofana. W dniu śmierci, pani Kazimiera ważyła niecałe 40 kilogramów:

„Coś musiało być w tym ZOL-u nie tak, bo w szpitalu rozmawiała normalnie, w ośrodku nie kontaktowała”

Po śmierci pani Kazimiery, część dokumentacji medycznej trafiła do jej córki (mamy pani Patrycji). Wnuczka zmarłej 80-latki zapytana, czy zgłosi sprawę do prokuratury, bez wahania odpowiada, że tak.

Okazuje się, że mroczna historia opolskiego ZOL-u jest dłuższa, niż mogłoby się to wydawać. Przerażeni świadkowie już wcześniej zawiadomili m.in. rzecznika praw pacjenta, do placówki wysłano kontrole, które wtedy nieprawidłowości nie stwierdziły.

Siostra Regina „pociąga za sznurki”?

„Tam jest tak, że od 1 września jest nowa pani dyrektor. Według jej słów, są nowe oddziałowe i właściwie połowa personelu. Nie powiedziała mi dlaczego i skąd taka decyzja, domyślam się tylko, że prawdopodobnie była kiepska opieka. Jest też nieoficjalna informacja o nieformalnej szefowej, która ma tak naprawdę rządzić i niby przez nią odeszła poprzednia pani dyrektor” – przekazuje nam pan Przemysław.

Tajemniczą kobietą, która ma rządzić w opolskim ZOL-u i „pociągać za sznurki” jest Siostra Regina. Najnowsze ustalenia wskazują, jakoby zakonnica nie pracowała już w placówce, jednak i ta informacja wzbudza podejrzenia. Mama pana Przemysława skontaktowała się z dyrekcją, prosząc o rozmowę z Siostrą Reginą. Okazało się to niemożliwe, bo rzekomo „siostra już tu nie pracuje”. Dwie godziny później telefon w ZOL-u odebrała jedna z pielęgniarek, która próbowała zawołać do telefonu – zwolnioną przecież – Siostrę Reginę. Po chwili jednak skierowała zainteresowaną do kontaktu z dyrekcją.

To jednak nadal nie wszystko! Zakonnice miały zarabiać na schorowanych starszych osobach!

Zakonnice zarabiają na schorowanych osobach?

Z relacji, którą przedstawił Pan Przemysław – po zestawieniu doświadczeń kilku osób związanych z ZOL-em – wynika, że poprzednia dyrektorka, która sprawowała pieczę nad placówką miała… subtelnie wymuszać resztki emerytury swoich podopiecznych. W ZOL-ach przebywają osoby, które mogą częściowo pokryć koszty np. ze swojej emerytury, czy renty. Resztę tych pieniędzy, które zostają, placówka zwraca – najczęściej rodzinie seniora. Do opolskiego ZOL-u pewnego razu zgłosiła się opiekunka schorowanej kobiety i usłyszała, że sytuacja jest trudna:

„Dyrektorka wręczając jej te pieniądze, wspomniała o trudnej sytuacji ośrodka i że w związku z tym przydałaby się darowizna. Kiedy moja mama już chciała się na nią zgodzić i dać 400-500 zł., poprzednia dyrektorka przerwała, mówiąc, że przyjmują po tysiąc złotych” – relacjonuje pan Przemysław.

Aby skonfrontować relacje rodzin pokrzywdzonych, placówka została poproszona o stosowny komentarz. W odpowiedzi, Siostra Bonita, poprosiła o nieco więcej czasu. Poinformowała też, że opolski ZOL ma zaplanowane spotkanie z prawnikami na piątek (9 października). Po nim, zakład zajmie stanowisko w tej sprawie.

 

 

 

 

(źródło: se.pl)

Komentarze: