Arkadiusz Ł., pseudonim Hoss, wymyślił podstępną metodę okradania emerytów metodą „na wnuczka”. Chociaż siedzi w więzieniu, jego naśladowców nie brakuje. Dziś (8 stycznia) miał skończyć się jego drugi proces, ale z Sądu Apelacyjnego w Poznaniu nie przyszły potrzebne do wyroku akta. – A dopuszczenie tego dowodu jest kategoryczne – mówiła na sali Katarzyna Obst, sędzia Sądu Okręgowego w Poznaniu.
Ta sprawa bulwersuje od lat. We wrześniu 2019 roku, po dwóch latach żmudnego procesu, Sąd Okręgowy w Poznaniu skazał Hossa na 7 lat więzienia. Bezwzględny Arkadiusz Ł. odpowiadał za udział w grupie przestępczej i wyłudzenie lub próbę wyłudzenia na zachodzie Europy w sumie kilka milionów złotych. Razem ze swoimi ludźmi w książkach telefonicznych wyszukiwał starodawne imiona. Romowie dzwonili do seniora i podszywali się pod krewnego. Ofiarami były głównie osoby w podeszłym wieku, często samotne, które naiwnie myślały, że pomagają. Potem Sąd Apelacyjny zmienił ten wyrok. Sąd Apelacyjny uznał, że dwa czyny nie zostały udowodnione.
– Jest to wewnętrzna sprzeczność i uważam, że oskarżeni zostali skazani w ogóle bez dowodów – mówił Super Expressowi ówczesny obrońca Hossa, Paweł Sołtysiak. – Będzie kasacja – zapowiada mecenas. Na ławie oskarżonych Hoss siedział ze swoim bratem Adamem P., który został najpierw skazany na 6 lat więzienia. Jego Sąd Apelacyjny również uniewinnił od dwóch czynów i także złagodził wyrok o rok.
Teraz w Sądzie Okręgowym odbywa się drugi proces Hossa. Prokuratura Okręgowa w Warszawie w akcie oskarżenia wymieniła kolejne czyny, których się dopuścił. Między innymi Hoss podawał się nie tylko za Johna, Rainera, Franza, ale także, zmieniając głos, za Ingę czy Traudel, a ufni seniorzy oddawali mu wszystkie swoje pieniądze i biżuterię. Hoss nadal do niczego się nie przyznaje.
(se.pl)