Tragedia koło Pszczyny. W nocy z poniedziałku na wtorek w pobliskim lesie rozbił się prywatny helikopter. Na jego pokładzie znajdowały się cztery osoby – Karol Kania., lokalny przedsiębiorca i właściciel śmigłowca, 50-letni pilot oraz jeszcze jeden mężczyzna i kobieta. Niestety, dwoje pierwszych pasażerów zginęło. Pozostali trafili do szpitala. Prokuratura wraz ze specjalną komisją wyjaśniają przyczyny zdarzenia.
Jako pierwszy informację podał lokalny portal https://www.pless.pl/wiadomosci/67367-foto-wideo-wypadek-smiglowca-nie-zyja-pilot-i-biznesmen-k-kania-pszczyna-studzienice
Było już około północy, kiedy prywatny śmigłowiec z czterema osobami runął w lesie koło miejscowości Studzienice nieopodal Pszczyny. Według naszych informacji cała załoga wracała z polowania. Niestety, doszło do nieszczęście. Helikopter runął na ziemię, zabierając dwa życia. W wypadku zginęli 50-letni pilot oraz Karol Kania (82 l.), właściciel maszyny, znany przedsiębiorca zajmujący się produkcją podłoża pod uprawę pieczarek. Dwie kolejne osoby zostały poszkodowane. Na miejsce tragedii dotarły służby. Potrzebna była pomoc jednego z mieszkańców, który nawigował, gdzie znajduje się rozbity helikopter. To właśnie dzięki niemu straż pożarna, policja i służby medyczne odnalazły rozbity wrak. Helikopter, a właściwie to, co z niego zostało, leżał 300 metrów od lądowiska w gęstych zaroślach.
Karol Kania stworzył prawdziwe imperium. Jego firma jest jednym z największych w Europie producentów podłoża pod uprawę pieczarek. Jego firma ma kilka zakładów w Polsce. Kania prowadził biznes wraz z synami. W 2016 r. w rankingu najbogatszych Polaków magazynu „Forbes” zajął 63 pozycję z majątkiem 490 mln zł.
Katastrofa miała miejsce w nocy z poniedziałku (22 lutego) na wtorek (23 lutego) w okolicy miejscowości Studzienice koło Pszczyny. Jak na razie wiadomo, prywatny śmigłowiec z czterema osobami na pokładzie runął na ziemię. Helikopter spadł około 300 metrów od lądowiska, kilkadziesiąt metrów od koryta rzeki Dokawa, w gęstych zaroślach. Niestety, dwie osoby (właściciel śmigłowca i pilot), które znajdowały się w momencie zdarzenia na pokładzie, zginęły na miejscu. Kolejne dwie są ranne, ale ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Przez całą noc trwały intensywne działania na miejscu zdarzenia. W akcji brało udział wiele jednostek straży pożarnej. Dlaczego doszło do tej tragedii? Wiemy na pewno, że w momencie zdarzenia warunki były bardzo trudne. W rejonie wypadku unosiła się bardzo gęsta mgła. Podczas akcji strażaków widoczność była bardzo ograniczona. Być może to właśnie trudne warunki pogodowe przyczyniły się do tej katastrofy. Innym powodem mogła być awaria lub błąd pilota. Jednak co tak naprawdę stało się tej nocy koło Pszczyny, wyjaśni śledztwo Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych oraz prokuratura.
Fot. www.pless.pl