W roli nieboszczyka

Wszystko wskazuje na to, że śmierć komendanta płockiej policji, który miał ogromną wiedzę o okolicznościach zabójstwa Krzysztofa Olewnika, została sfingowana?

– W związku z pojawiającymi się spekulacjami, że Maciej Książkiewicz żyje i ukrywa się, proszę Pana, na zasadzie zlecenia, o zweryfikowanie tej informacji – pełnomocnictwo takiej treści pod koniec 2010 roku Włodzimierz Olewnik wystawił prywatnemu detektywowi Jerzemu Godlewskiemu. Godlewski nie zdążył zająć się sprawą. W połowie grudnia 2010 roku w tajemniczych okolicznościach trafił do aresztu. W międzyczasie pod adresem rodziny Krzysztofa Olewnika znów pojawiły się anonimowe groźby i próby zastraszania. Wszystko to spowodowało, że ojciec zamordowanego Krzysztofa nie uzyskał odpowiedzi na dręczące go pytanie: czy były komendant płockiej policji sfingował swoją śmierć i żyje w ukryciu? A bez tej odpowiedzi nie da się ujawnić całej prawdy o tym najgłośniejszym porwaniu i zabójstwie ostatnich lat.

Tajemnicza śmierć

Według oficjalnej wersji zdarzeń, 57-letni inspektor Maciej Książkiewicz zmarł nagle w nocy z 20 na 21 września 2003 roku. Zachował się akt zgonu oraz protokół sekcji zwłok. Ten ostatni stwierdza, że przyczyną śmierci był zawał serca. To wersja dość prawdopodobna. Od kilku lat Książkiewicz miał bowiem poważne problemy zdrowotne (podejrzewano u niego chorobę nowotworową). Oba dokumenty podpisał lekarz anatomopatolog – prywatnie bliski kolega i sąsiad byłego komendanta. Z naszych ustaleń wynika, że lekarz ten mógł być szantażowany materiałami kompromitującymi. I tylko on był jedynym świadkiem wydarzeń, które rozegrały się tamtej nocy. Dwa dni później ten sam lekarz podpisał dokument, z którego wynikało, że zwłoki Macieja Książkiewicza zostały skremowane, a jego prochy rozsypano w Bieszczadach. Miała to być realizacja ostatniej woli komendanta zapisanej w jego testamencie. O tym testamencie nikt wcześniej nie wiedział, nawet rodzina zmarłego. Poznał go tylko lekarz. Nie wiadomo również, gdzie miało dojść do kremacji zwłok.

Więcej wątpliwości

Wspomniany lekarz był jedyną osobą, która w urzędowym dokumencie podpisała, że widziała szczątki byłego szefa płockiej policji. Wszystkie inne osoby opowiadały, że z Maciejem Książkiewiczem rozmawiały przed jego śmiercią, najpóźniej w piątek 19 września. Nikt nie widział również szczątków komendanta w trumnie. Zamkniętą i zalutowaną trumnę wystawiono na widok publiczny w płockim kościele, po czym 26 września 2003 roku, w trakcie oficjalnego pogrzebu (uczestniczyły w nim delegacje policyjne z całego Mazowsza) złożono ją do symbolicznego grobu na płockim cmentarzu. I sprawa na wiele lat ucichła. Gdy w trakcie śledztwa dotyczącego uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika raz po raz pojawiały się tropy wiodące do byłego komendanta, prokuratura nie mogła ich zweryfikować, bo dokumenty mówiły, że inspektor od 2003 roku nie żyje. Zaskakujące jest jednak to, że w sprawie śmierci Książkiewicza – osoby piastującej ważne w Płocku stanowisko (był szefem Mazowieckiej Komendy Wojewódzkiej Policji z siedzibą w Płocku) nie wszczęto śledztwa. Policja oparła się na jedynym akcie zgonu, przy czym nie zwróciła uwagi, że dokument podpisał jego bliski przyjaciel. Nie zwróciło również ich uwagi, że nie było żadnej innej osoby, która po 20 września widziałaby szczątki komendanta. Do domu zmarłego komendanta w noc jego śmierci nie zostało nawet wezwane pogotowie ratunkowe. A pierwszą osobą, która się tam znalazła już po zgonie Książkiewicza, był… feralny lekarz.

Sensacyjny trop

Latem 2009 roku J. – agent specjalny Centralnego Biura Antykorupcyjnego – prowadził sprawę dotyczącą podejrzenia wręczenia jednemu z lokalnych polityków korzyści majątkowej o znacznych rozmiarach. Z politykiem tym kontaktował się obywatel innego kraju mówiący biegle po polsku i reprezentujący prywatną spółkę (w 2009 roku otwierała ona swoje przedstawicielstwo w Polsce). Agent specjalny J. zarejestrował z ukrycia rozmowę obu mężczyzn. Cudzoziemiec został objęty całodobową obserwacją, a na jego telefon założono podsłuch. Agenci ustalili, że mężczyzna jeździ po Polsce nowoczesnym samochodem należącym do wypożyczalni. Gdy auto stało na parkingu, zdjęli z klamki jego odciski palców. Minęło kilka tygodni, gdy analiza porównawcza wykazała, że odciski te są identyczne z liniami papilarnymi Książkiewicza. Agent J. zorientował się, że sprawa jest co najmniej zaskakująca, bo Książkiewicz nie żył prawie od sześciu lat. Żeby było jeszcze ciekawiej, tajemniczy cudzoziemiec kilkakrotnie mówił, że firma, którą reprezentuje, ma szerokie kontakty w Płocku (zostało to nagrane z ukrycia). Całą sprawę agent specjalny J. opisał w notatce do swoich przełożonych z sugestią pilnego wyjaśnienia, kim naprawdę jest rozpracowywana osoba. Agent J. nie skończył jednak sprawy. Kilka tygodni później, po słynnej „aferze hazardowej”, odwołany został ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński, a po nim ze służby odeszli związani z nim ludzie w tym właśnie agent J. Sprawa tajemniczego cudzoziemca, według uzyskanych przeze mnie informacji, nie była dalej prowadzona i utknęła w martwym punkcie.

Tajemnicza zbieżność

Jeszcze bardziej zaskakująca jest oficjalna data śmierci Książkiewicza. Inspektor miał umrzeć dwa tygodnie po tym, jak Robert Pazik i Sławomir Kościuk zamordowali Krzysztofa Olewnika. Do zbrodni doszło 5 września 2003 roku. Śledztwo prawie od roku prowadziła wówczas Prokuratura Okręgowa w Warszawie (sygn. akt V Ds. 290/02). Z raportu sejmowej komisji śledczej wynika, że prowadzone było w sposób skandaliczny. Między innymi dlatego, że przez wiele miesięcy Włodzimierz Olewnik i jego pełnomocnicy bezskutecznie zabiegali o to, aby Maciej Książkiewicz został przesłuchany w charakterze świadka. Dopiero pod koniec lata przeforsowali tę koncepcję. We wrześniu 2003 roku do drzwi domu Książkiewicza w podpłockiej miejscowości Korzeń zapukał listonosz z wezwaniem na przesłuchanie. Komendant do prokuratury jednak nie dotarł, gdyż przed wyznaczonym terminem miał umrzeć.

Kluczowa wiedza

Inspektor Maciej Książkiewicz mógł być rzeczywiście najważniejszym świadkiem w sprawie. Aż do wiosny 2002 roku sprawował osobisty nadzór nad działaniami grupy operacyjnej powołanej w celu wyjaśnienia uprowadzenia Olewnika. Dwaj policjanci z tej grupy – Maciej L. i Henryk S. oraz ich przełożony Remigiusz M. usłyszeli później zarzuty utrudniania śledztwa i niedopełnienia obowiązków skutkujące śmiercią człowieka (śledztwo prowadziła Prokuratura Okręgowa w Olsztynie). Grupa operacyjno-śledcza zlekceważyła informację o Paziku oraz Piotrowskim jako mogących mieć związek z uprowadzeniem Krzysztofa, a skupiła się na jego poszukiwaniu, utrzymując, że porwanie jest upozorowane – czytamy w raporcie sejmowej komisji śledczej.

Sam Książkiewicz poznał Włodzimierza Olewnika przez Wojciecha K. – znajomego policjanta z Płocka. Obu połączyła pasja do polowań. Na polowania zapraszali też Olewnika, choć biznesmen nie był entuzjastą tej formy rozrywki. Z raportu sejmowej komisji wynika, że aranżując pierwsze spotkanie ze swoim szefem, K. tłumaczył Olewnikowi: „Prowadzisz biznes, musisz mieć takie znajomości”. Z kolei Książkiewicz już na pierwszym spotkaniu wręczył Olewnikowi swoje wizytówki, mówiąc: „pokażesz, mandatu nie zapłacisz”. Przez wiele kolejnych miesięcy Książkiewicz starał się, aby jego znajomość z biznesmenem przybrała jak najbardziej zażyły charakter. Nic dziwnego. Według badających sprawę prokuratorów i sejmowych śledczych (…) Maciej Książkiewicz stworzył sieć nieformalnych związków biznesowych, z których czerpał korzyści. W raporcie czytamy: Podejmował on również starania, aby do swoistego układu włączyć Włodzimierza Olewnika. Maciej Książkiewicz prowadził szereg działań sprzecznych z przepisami prawa oraz miał kontakty ze światem przestępczym. O co chodziło? Sejmowi śledczy nie mieli wątpliwości: Z akt sprawy (prokuratorskiej – przyp. L.Sz.) wynika, że Książkiewicz był bardzo zainteresowany przejęciem zakładów mięsnych na Służewcu i chciał je przejąć przez kogoś wiarygodnego. Uważał, że najlepszą osobą byłby Włodzimierz Olewnik. Ponadto, Książkiewicz odgrażał się Olewnikowi za fakt odrzucenia przez niego propozycji uczestniczenia w przejęciu zakładu na Służewcu, miał powiedzieć – „ten c… znowu się nie zgodził i to była jego ostatnia szansa i mu tego nie daruję”.

Co ciekawe: Książkiewicz poznał również Włodzimierza Olewnika z Andrzejem Ł. – tajemniczym człowiekiem, który bezskutecznie usiłował nawiązać bliskie relacje biznesowe z rodziną Olewników. Andrzej Ł. (faktycznie nosił inne nazwisko) po porwaniu Krzysztofa starał się przejąć zakłady Włodzimierza Olewnika. Z raportu sejmowej komisji śledczej wynika, że sam Książkiewicz był również bliskim znajomym m.in. Edwarda M. – podejrzewanego o zlecenie zabójstwa Marka Papały i Romana K. – byłego ważnego urzędnika MSW, który również przewija się w tej sprawie.

Czy skandaliczne zaniechania komendanta Książkiewicza i jego podwładnych w sprawie Olewnika były tylko wynikiem błędów? Na to pytanie odpowiedzi szukała prokuratura jednak nie zdecydowała się zweryfikować informacji, że nie żyje. Jedna z tez prokuratorskich zakłada, że Książkiewicz – jako szef policji – celowo sprowadzał śledztwo na fałszywe tory. Gdyby śledczy w 2003 roku wiedzieli to, co wiedzą teraz, komendant mógłby usłyszeć zarzuty. A wówczas – walcząc o łagodniejszą karę – mógłby opowiedzieć o innych osobach zamieszanych w zbrodnię na Krzysztofie. W tej sytuacji co najmniej zastanawia fakt, że oficjalna data śmierci Książkiewicza nastąpiła dwa tygodnie po bestialskim zabójstwie Krzysztofa i tuż przed terminem przesłuchania. Dziwi to tym bardziej, że oficjalna wersja zgonu zawiera tyle zagadek. Jeśli Książkiewicz faktycznie zmarł, to wszystkie swoje tajemnice zabrał do grobu. Jeśli natomiast upozorował swoją śmierć i wyjechał z Polski pod zmienionym nazwiskiem, jego odnalezienie może być niezwykle trudne.

Ostatnie wiarygodne sygnały, że Maciej Książkiewicz żyje, pochodzą z jesieni 2019 roku. – Nie wierzę w oficjalną wersję śmierci Książkiewicza – mówi Włodzimierz Olewnik.

Zaangażowanie dziennikarzy śledczych i agencji detektywistycznych

Sprawą uprowadzenia i morderstwa zajmowali się dziennikarze śledczy i detektywi. Powstało kilka książek i setki publikacji- niestety, nikomu nie udało się ustalić kto był zleceniodawcą uprowadzenia Krzysztofa Olewnika.

Włodzimierza Olewnika poznałem przy innej sprawie, którą prowadził Dziennik Śledczy i nasza Agencja Detektywistyczna. Osoby, które były w naszym zainteresowaniu, były również w zainteresowaniu Pana Włodzimierza. Byłem pod wrażeniem jego zaangażowania w sprawę i znajomości akt, których było naprawdę dużo. Wiele opowiadał o tym jak świat biznesu, przenikał się ze światem służb i grup przestępczych. Przekazał nam kilka kontaktów, które były bardzo pomocne w sprawach, które prowadziliśmy w tamtym czasie. Pomimo podeszłego wieku Pana Włodzimierza w poszukiwaniu dowodów do sprawy odbyliśmy nawet podróż zagraniczną. Wspólnie z Panem Włodzimierzem i jednym z warszawskich adwokatów byliśmy razem w Austrii, by spotkać się z informatorem. To był czas kiedy krakowski oddział Prokuratury Krajowej przejmował prowadzenie sprawy uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika”- mówi Dawid Burzacki, szef działu śledczego Dziennika Śledczego.

Krakowskie Archiwum X przejmuje sprawę

W 2018 r. śledztwo zostało przeniesione z Pomorskiego do Małopolskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej.

Krakowski oddział Prokuratury Krajowej sporządził akt oskarżenia wobec pięciu osób: Jacka Krupińskiego, któremu zarzucono m.in. udział w zorganizowanej grupie przestępczej i udział we wzięciu zakładnika przy użyciu przemocy, Eugeniusza D., ps. Gienek, który otrzymał te same zarzuty. Aktem oskarżenia objęto też byłego samorządowca z Sierpca Grzegorza K., któremu zarzucono m.in. wykorzystanie, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, stanu emocjonalnego i położenia Włodzimierza Olewnika i wyłudzenie od niego 160 tys. zł. Zarzut doprowadzenia Włodzimierza Olewnika do niekorzystnego rozporządzania mieniem ciąży na Andrzeju Ł. i na Mikołaju B., którego prokuratura nie znalazła — według informacji przekazanych podczas rozprawy w marcu 2022 r. — wyleciał z Polski do Londynu 13 lutego 2020 r. , a następnie do Meksyku.

Rozprawa Sądowa rozpoczęła się w 2021 roku i według planu procesowego ma zakończyć się do końca 2023r.

LESZEK SZYMOWSKI

Komentarze: