Wojsko ma wypełnić braki kadrowe w pogotowiu ratunkowym na Mazowszu. Wojewoda zwrócił się do resortu obrony o pomoc, w związku z protestem ratownictwa medycznego. Dziś w tym regionie nie wyjechała połowa karetek pogotowia.
Wojewoda Mazowiecki Konstanty Radziwiłł poprosił o oddelegowanie żołnierzy posiadających kwalifikacje ratownika medycznego lub pielęgniarki, do zapewnienia obsady dyżurowej w 40. zespołach ratownictwa medycznego.
Żołnierze mieliby pomagać mazowieckiej stacji pogotowia ratunkowego do 16 września. Wojewoda zastrzegł, że może wchodzić w grę przedłużenie tego terminu do końca miesiąca.
Dziś, w kolejnym dniu protestu w województwie, na 80 zespołów ratownictwa medycznego brakuje 43. W samej stolicy mowa o 38 zespołach. Działania w tej kryzysowej sytuacji wspiera Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. Wczoraj z tego powodu LPR wylatywało do akcji 9 razy, dziś do popołudnia – 5.
Ratownicy nie przyszli do pracy już w środę. Część z nich zgłosiła niedyspozycyjność. W ten sposób protestują przeciwko zbyt niskim pensjom. Wojewoda zaapelował do ratowników, aby ich protest nie odbywał się w formie „zagrażającej zdrowiu i bezpieczeństwu pacjentów”. Biuro prasowe wojewody podkreśla, że to Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego „Meditrans” SP ZOZ w Warszawie jest dysponentem zespołów i że jest zobowiązana do udzielania świadczeń zgodnie z umową. „Wojewoda nie jest stroną protestu. W pierwszej kolejności działania powinien podjąć 'Meditrans’, który zobowiązany jest nawiązać dialog ze swoimi pracownikami. Z informacji urzędu wojewódzkiego wynika, że postulaty pracowników są skierowane do 'Meditransu'” – przekazano.
Meditrans to jeden z największych w Polsce publicznych zakładów opieki zdrowotnej, który świadczy usługi z zakresu pomocy doraźnej.
Mazowsze to nie jedyne miejsce, w którym jest problem z obsadą karetek. Coraz więcej ratowników rezygnuje pracy. W Bydgoszczy wypowiedzenia złożyły 84 osoby, a we Włocławku 72. To wszyscy pracownicy tych stacji zatrudnieni na kontraktach, czyli 60 proc. załogi bydgoskiej i aż 80 proc. włocławskiej. W czasie wypowiedzenia będą negocjować z dyrektorami nowe stawki i warunki pracy. Szef stacji w Bydgoszczy twierdzi jednak, że w kasie pogotowia nie ma więcej pieniędzy.
W ubiegłym tygodniu w Gorzowie Wlkp., Sulechowie i Świebodzinie kontraktowi ratownicy medyczni pracujący w zespołach pogotowia dołączyli do ogólnopolskiego protestu.
Głos w sprawie protestów ratowników medycznych zabrał Waldemar Kraska. Wiceminister stwierdził, że „dyrektorzy stacji powinni rozmawiać z ratownikami o podwyżkach, oni mają na to pieniądze”. Na dowód wyciągnął długą listę pełną liczb. Stacja w Warszawie miała w zeszłym roku 6 milionów złotych zysku, we Wrocławiu 2,5 mln za pierwszy kwartał tego roku, w Białymstoku – tyle samo, ale za drugi. Według resortu to jest dowód na to, że dyrektorzy stacji mają z czego zapłacić więcej ratownikom.
Kraska zaapelował także do ratowników, aby „wycofać się z tej formy protestu, która obecnie jest prowadzona, ponieważ tutaj niestety narażamy na utratę zdrowia i życia polskich obywateli”. Informował też, że w ciągu kilku dni powinna pojawić się nowa wycena tzw. „dobokaretki”, czyli kosztu utrzymania karetki i zespołu.
My, jako Ministerstwo Zdrowia, jako rząd, także pracujemy nad tym, aby zwiększyć finansowanie państwowego ratownictwa medycznego – dodał Kraska. Podkreślił, że jako pełnomocnik rządu zrobi wszystko, by sytuacja została opanowana.