Blisko trzy lata temu, pod koniec kwietnia 2017 roku, zginęła w Egipcie Magdalena Żuk. Polka, która pojechała tam na wakacje, miała popełnić samobójstwo. Tym wydarzeniem żył wtedy cały kraj. Zaangażował się w nią były detektyw Krzysztof Rutkowski, a rodzina zmarłej, jak zwykle bywa w tego typu przypadkach, nie wierzyła, że młoda kobieta odebrała sobie życie. Często to mechanizm obronny przed pogodzeniem się z utratą kogoś bliskiego, ale tym razem sprawa od początku wydawała się mieć drugie dno. Dziś jej medialne echa w dużej mierze ucichły, ale nie oznacza to wcale końca śledztwa. Wręcz przeciwnie – w styczniu kolejny raz je przedłużono, tym razem do końca czerwca. Wszystko dlatego, że strona egipska nadal nie przesłała polskim śledczym dokumentacji.

Śmierć na wczasach

27-letnia Magdalena Żuk z Bogatyni na Dolnym Śląsku wybierała się na tygodniowe wczasy do Egiptu ze swoim partnerem – Markusem. Ten ostatecznie jednak nie mógł wyjechać, bo nie posiadał ważnego paszportu. Kobieta nie zrezygnowała mimo to z odpoczynku i 25 kwietnia 2017 roku wyruszyła w podróż sama – do egipskiego Marsa Alam.

Już pierwszego dnia, jak wskazywały dane logowania z jej telefonu, znalazła się na Morzu Czerwonym – około 20 kilometrów od brzegu. To oznaczało, że musiała przebywać na jakiejś jednostce pływającej – statku, łodzi, jachcie.

Kilka dni później do Polski dotarła informacja, że 30 kwietnia Magdalena Żuk popełniła w Egipcie samobójstwo – wyskakując z okna szpitala, do którego trafiła dwa dni wcześniej. W tę wersję nie uwierzyła rodzina. Rzeczywiście trudno było nie zauważyć, że coś jest na rzeczy.

Kluczem zachowanie inne niż zwykle

Według rodziny Magdalena Żuk nie chorowała, a już na pewno nie leczyła się psychiatrycznie. Tymczasem zdaniem innych uczestników wycieczki, młoda kobieta od początku wyjazdu zachowywała się dziwnie. Skakała, tańczyła, nikt nie widział też, by cokolwiek jadła czy piła. Z ich relacji wynika, że rezydent biura organizującego podróż, Mahmud K., podszedł do całej sytuacji w pełni profesjonalnie. Miał ostrzegać przed zachowaniem Magdaleny Żuk pozostałych wczasowiczów. Sam starał się jej pilnować, aby jak najmniej przebywała sama.

Kontakt z 27-latką w czasie wyjazdu był mocno utrudniony. Do rodziny odzywała się właśnie za pośrednictwem rezydenta biura podróży. Ten, jakoby na potwierdzenie, że Żuk ma się dobrze, wysyłał rodzinie jej zdjęcia – wyglądała na nich, jakby spożyła bardzo duże ilości alkoholu, a być może i zażyła środki odurzające.

Zaniepokojony partner kobiety, Markus, ustalił z biurem podróży, że wyjazd Magdaleny Żuk powinien zostać skrócony. Rzeczywiście odesłano ją na lotnisko by wróciła do Polski, ale nie wpuszczono jej na pokład samolotu.

29 kwietnia Markusowi udało się porozmawiać z Żuk. Połączenie video trwało 14 minut. Kobieta była bardzo zdenerwowana, zachowywała się co najmniej dziwnie. Z jednej strony prosiła mężczyznę, by zabrał ją z Egiptu, a z drugiej strony stwierdziła, że nigdy już nie wróci. Co istotne, telefon, przez który rozmawiała Magdalena Żuk, trzymał ktoś inny. W pewnym momencie połączenie przerwano. Podczas pobytu kobiety w Egipcie połączyły się z nią także jej koleżanki. Ich zdaniem zachowywała się tak, jakby w Afryce czuła się zagrożona.

Feralne okno szpitala

Dzień przed rozmową z Markusem 27-latkę znaleziono w hotelu nieprzytomną. Odwieziono ją do szpitala, jednak Magdalena Żuk miała odmówić leczenia i być agresywna. 29 kwietnia, zaraz po rozmowie, która została nagrana przez Markusa, rezydent próbował zakwaterować Magdalenę Żuk w hotelu – niestety nie udało się, więc rezydent postanowił wrócić do szpitala i tam zostać do momentu, gdy nie przyleci po Magdalenę przyjaciel Markusa. Z powodu tego, że Magdalena była agresywna i nie chciała zostać w szpitalu, przywiązano ją do łóżka ręcznikami.

Co było dalej, udało się ustalić dzięki nagraniom z tamtejszego monitoringu, datowanym na 29 -30 kwietnia. Widać na nich, jak 27-latka najpierw ledwo trzyma się na nogach. Kilka godzin później biegnie już jednak korytarzem, a za nią kilku mężczyzn w cywilnych ubraniach. Dopiero po chwili dołącza do nich personel medyczny w białych fartuchach. Żuk wyrywa się i wchodzi na parapet, ale udaje się ją stamtąd ściągnąć. Nie widać natomiast ani, by wyskoczyła przez okno, ani, by ktoś ją wypchnął.

Pewne jest, że pod szpitalem znaleziono potem jej ciało. I tu pojawiły się kolejne wątpliwości – niektórzy świadkowie twierdzili, że kobieta wypadła z drugiego, a inni, że z trzeciego piętra.

Gdy sprawa stała się głośna, ujawniono kolejne nagrania z Egiptu, na których widać Magdalenę Żuk. Raz w białym szlafroku leży ona nieruchomo pod swoim pokojem hotelowym. Potem leży już na łóżku, zakrywając twarz. Jeden z uczestników wycieczki twierdził, że pod pokojem kobiety było wtedy wiele osób, bo ta rzekomo miała zabrać dwóm z nich telefony i nie chciała oddać.

Faux pas „detektywa”

W wyjaśnienie sprawy śmierci Magdaleny Żuk zaangażował się były już wtedy detektyw Krzysztof Rutkowski (skazany prawomocnymi wyrokami Sądu). Informował on, że w Egipcie musi istnieć zmowa rezydentów biur podróży, którzy podają przyjezdnym, samotnym kobietom tabletki gwałtu i je wykorzystują. Ogłosił też, jakoby w egipskim szpitalu 27-latce zaaplikowano leki psychotropowe. Tyle, że według dokumentacji medycznej kobieta otrzymała nie leki psychotropowe, a zwykłe środki uspokajające. Tymczasem rezydenci poczuli się urażeni słowami Rutkowskiego, zaś organizator wycieczki do Egiptu przekazał, iż współpracuje z rezydentem Mahmudem K. od czterech lat i nie ma do niego żadnych zastrzeżeń.

Coraz większe zastrzeżenia pojawiały się natomiast wobec Rutkowskiego i jego partnerki – Mai Plich (dziś Rutkowski – przyp. red.). Były detektyw bardziej niż rozwikłaniem zagadkowej śmierci 27-latki zasłynął jednak z tego, że w telewizji TTV przedstawił kobietę o imieniu Kamila, która w innym egipskim hotelu miała stać się ofiarą rezydenta odpowiadającego też za wycieczkę Magdaleny Żuk. Mężczyzna ze swoimi kolegami rzekomo dosypał jej czegoś do drinka, a później pojawiły się dwuznaczne propozycje – pójścia w inne miejsce czy masażu. Kamila, jak okazało się dzięki nagraniom, które sama opublikowała na swoim Instagramie, była znajomą Rutkowskiego i wspólnie z nim imprezowała. Sieć obiegły nagrania, na których wspólnie z Rutkowskim pije alkohol i opowiada, jak to przerwała wywiad reporterowi TVN.

Tymczasem Maja Plich stała się obiektem krytyki po tym, jak umieściła na swoim profilu społecznościowym zdjęcie z Egiptu, na którym z odznaką łudząco przypominającą policyjną na szyi, pozuje przy oknie, z którego niewiele wcześniej wypadła Magdalena Żuk.

Czarę goryczy przelała wizyta Krzysztofa Rutkowskiego i Mai Plich w programie Polsatu „Skandaliści”, którego wydanie poświęcono tajemniczej śmierci 27-letniej Żuk. Były detektyw wykorzystał tę okazję, aby na wizji oświadczyć się swojej partnerce.

– Rutkowski oświadczył się na grobie mojej córki – komentował potem ojciec zmarłej, Tadeusz Żuk.

Egipskie narkotyki

Do wyjaśnienia sprawy Magdaleny Żuk powołano też specgrupę, w skład której wchodzili prokuratorzy z Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze, funkcjonariusze CBŚP i ABW. Mieli oni za zadanie drobiazgowo sprawdzić środowisko zmarłej – rodzinę, znajomych, miejsce pracy, ostatnie wyjazdy, zobowiązania. Ponadto przedstawiciele prokuratury prowadzili działania bezpośrednio w Egipcie, ale w praktyce mogli jedynie wspierać na miejscu tamtejsze służby. Przepisy prawa nie pozwalały im bowiem na prowadzenie własnego śledztwa.

W toku czynności, w tym podczas dwóch sekcji zwłok (jednej w Egipcie, drugiej w Polsce – przyp. red.) ustalono, że Magdalena Żuk nie została wykorzystana seksualnie, a na jej ciele ujawniono ślady potwierdzające upadek z dużej wysokości. Eksperci mieli jednak wątpliwości co do tego, czy kobieta wyskoczyła z okna sama. Obrażenia powstały po jednej stronie ciała, a to mogło sugerować, że w trakcie zajścia 27-latka była nieprzytomna i ktoś wyrzucił ją z okna. Raport z badań toksykologicznych wykazał natomiast, że w jej krwi znajdowały się narkotyki z grupy Khat, czyli popularnych w Egipcie środków odurzających, działających podobnie jak tabletki ecstasy.

2020: Sprawa wciąż w toku

Hipotez w sprawie śmierci Magdaleny Żuk było i jest wiele. Od samobójstwa, przez zmowę rezydentów czy udział w zdarzeniach jej partnera, aż po handel ludźmi. Wydaje się, że ta ostatnia opcja jest coraz bardziej prawdopodobna. Mowa o międzynarodowej, zorganizowanej grupie przestępczej, zajmującej się właśnie handlem ludźmi, a także narkotykami i czerpaniem korzyści z cudzego nierządu. Trop prowadził do ekskluzywnych agencji towarzyskich we Wrocławiu, w których mieli bywać nawet politycy, a którymi nieoficjalnie zarządzały osoby działające nielegalnie w tej branży jeszcze w latach 90. Sprawdzano również materiały śledztwa dotyczącego 30-letniej Karoliny K., modelki, która w styczniu 2016 roku miała popełnić samobójstwo w hotelu w Karpaczu – wieszając się na kablu od prostownicy. W tym przypadku rodzina również nie wierzyła w samobójstwo, a w całej sprawie pojawiło się wiele wątpliwości. Według matki kobiety, znajomi mieli na nią zły wpływ. Rzekomo bywała też na dyskotekach razem z partnerem Magdaleny Żuk. Karolina K. według jednej z wersji krótko przed śmiercią miała zachowywać się podobnie, jak Żuk – ledwo trzymając się na nogach.

Choć Magdalena Żuk zmarła 30 kwietnia 2017 roku, a pochowano ją w Bogatyni niespełna miesiąc później, 27 maja, konkretów przesądzających o finale sprawy wciąż brakuje. Dalej forsowana jest wersja o problemach psychicznych Magdaleny Żuk i jej samobójczej śmierci. Co najgorsze, do Polski przez blisko trzy lata, nadal nie trafiła dokumentacja z Egiptu – a ta może być dla śledztwa kluczowa, by ustalić, jak wyglądały ostatnie dni życia kobiety.

Rodzina wciąż walczy i ustala jak tylko może, co tak naprawdę wydarzyło się w Marsa Alam. 13 kwietnia 2019 ojciec Magdaleny z jej siostrą, Anną Cieślińską wraz z reporterką TVN wybrali się do Egiptu, by zdobyć akta sprawy prowadzonego śledztwa w Egipcie. Niestety nie było to możliwe . Nie udało się im porozmawiać również z rezydentem, bo ten zmienił pracę i miejsce pobytu. Natomiast w szpitalu udało im się zobaczyć miejsce upadku Magdaleny i porozmawiać z zastępcą dyrektora szpital, który wyraził zgodę na udostępnienie wszystkich nagrań monitoringu. Spotkali się także z pielęgniarzem, który był wtedy w pracy i który znalazł Magdalenę po upadku. Rodzina jednak jest rozczarowana tą wizyt, ponieważ pielęgniarz motał się pokazując okno, z którego wypadła oraz pokazał zupełnie inne miejsce, gdzie i jak leżało jej ciało po wypadku – względem informacji, które otrzymała rodzina czy też pokazywano w telewizji. Płyta przekazana przez szpital z nagraniami monitoringu okazała się uszkodzona. – Nic się tam nie zgadza w szpitalu i na pewno coś próbują ukryć, skoro przekazali nam uszkodzone nagrania, a pielęgniarz wskazał inne miejsce upadku – skomentowała siostra Anna Cieślińska.

Siostra nie przestaje naciskać na prokuraturę, bo ta mając dostęp do akt sprawy, wie, co dzieje się w sprawie, a także jaka jest zawartość akt . Rodzina głośno mówi, że prokuratura pewne informacje ukrywa przed opinią publiczną, narażając rodzinę jak i dobre imię zmarłej. Znalazła ona w zawartości telefonu lokalizacje z jej pobytu w Egipcie, z której wynika, że Magdalena znajdowała się na morzu oraz raport egipski wykazuje, iż była pod wpływem narkotyków oraz jest mowa w nim o jeszcze jednym rezydencie, który miał styczność z Magdaleną, ale z niewiadomych przyczyn będąc na przesłuchaniu nic nie zeznał – pomimo, że to on wiózł Magdalenę z lotniska do hotelu jak i do szpitala.

Rodzice i siostry obwiniają biuro podróży za zaniedbanie swoich obowiązków i nieudzielenie odpowiedniej pomocy Magdalenie Żuk, a także nieprofesjonalizm, ponieważ żaden z pracowników nie zażądał rozmowy z ojcem, a kontaktowano się tylko poprzez młodszą siostrę, która w tamtej chwili była osobą niepełnoletnią, rodzina była okłamywana też przez pracowników biura – Zwróciliśmy się do biura o natychmiastową zmianę rezydenta na kobietę w odpowiedzi usłyszeliśmy iż rezydent został odesłany a na miejscu przy Magdzie jest już rezydentka i dopilnuje wszystkiego, taką informacje przekazano nam w sobotę wieczorem gdy Magdalena przebywała w szpitalu przed upadkiem z okna . A jak widzieliśmy na nagraniach Rezydent był cały czas na miejscu i nawet szarpał się z Magdą wyrywając jej torebkę. Biuro bez żadnych skrupułów nas kłamało tylko ciekawe w ilu kwestiach i co zostało przed nami ukryte – dodaje Anna Cieślińska.

– Ile jeszcze czasu będziemy musieli czekać aż Prokuratura ustali prawdę dlaczego moja córka musiała tak strasznie cierpieć i zginąć będąc na urlopie, czy doczekam jako matka odpowiedzi na to pytanie – pyta dziś matka zmarłej, Elżbieta Żuk.

Internetowe teorie

Niemal od początku sprawie śmierci Magdaleny Żuk towarzyszyły teorie, za którymi często stali internauci chcący pomóc w wyjaśnieniu egipskiej zagadki. Część z nich była na tyle mało wiarygodna, że śmiało można skategoryzować je jako „teorie spiskowe”. Znalazły się jednak i takie, które dają do myślenia.

Pierwszym przykładem jest kanał na platformie YouTube o nazwie a6m5 zero, założony 6 czerwca 2017 roku. Nawiasem mówiąc, A6M5, popularnie nazywany Zero, to podstawowy samolot myśliwski wykorzystywany przez Japonię w czasie II wojny światowej. Wracając jednak do kanału – dziś posiada on blisko 5,5 tysiąca subskrybentów. Na profilu opublikowano przeszło 60 materiałów video – wszystkie poświęcone są Magdalenie Żuk. Ostatni z nich trafił na kanał pod koniec 2019 roku. Autor wykorzystuje w nim liczne materiały prasowe i komentuje je, często podważając oficjalnie ustalenia czy informacje publikowane w mediach.

Mowa chociażby o przywoływanym na początku tekstu logowaniu telefonu kobiety 20 kilometrów od brzegu. Specjaliści tłumaczyli, że mógł to być błąd, gdyż telefony korzystają ze stacji BTS operatorów sieci komórkowych, a te czasem mają lepszy bądź gorszy zasięg, a nawet możliwe jest, by dwa telefony obok siebie połączone zostały z innymi stacjami. Zdaniem a6m5 zero sprawa wygląda nieco inaczej – do lokalizacji nie jest potrzebna ani stacja BTS i zasięg, ani Internet, a jedynie połączenie z satelitą. Potwierdzają to zdjęcia, które wykonała Magdalena Żuk w Egipcie i których lokalizacja bardzo dokładnie wskazuje konkretne obiekty na terenie kurortu Mars Alam – nie myląc się choćby o kilometr, a już na pewno nie o 20 kilometrów.

Na kanale pojawiają się też sugestie, jakoby polskie organa ścigania świadomie współpracowały z ich egipskimi odpowiednikami, aby w sprawie zawsze brakowało dowodów pozwalających wyjaśnić śmierć Magdaleny Żuk. A6m5 zero może być powiązany z Lampart Group S.A, czyli spółką reklamującą się jako największa agencja detektywistyczna w Polsce, która współpracuje z przeszło 370 licencjonowanymi detektywami i realizuje swoje czynności w ponad 80 krajach na świecie. Agencja ta zajmowała się poza sprawą Magdaleny Żuk między innymi niejasną śmiercią Karoliny K. w Karpaczu. A6m5 zero poleca kanał YouTube agencji Lampart, a dodatkowo w postach pyta swoich widzów, czy ustalenia detektywów z tej grupy mogą być pomocne dla rozwiązania sprawy Żuk.

Zdecydowana większość sugestii w Internecie dotyczy procederu handlu ludźmi, którego ofiarą mogła paść Magdalena Żuk. Na zamkniętych grupach na Facebooku użytkownicy próbują ustalić, czy z tragicznymi wydarzeniami może mieć związek jej partner – Markus W. Jeden z wątków opisuje, jakoby jego poprzednia dziewczyna również regularnie bywała w krajach arabskich. Część internautów na własną rękę zorganizowała zbiórkę pieniędzy potrzebnych do opłacenia analizy fonoskopijnej czy tłumaczenia nagrań z udziałem Żuk. Wnioski pozwalają przypuszczać, że kobieta mogła zostać wykorzystana seksualnie – tak wynika z wypowiedzi osób arabskiego pochodzenia, które słychać na nagraniach, w połączeniu z charakterystycznymi, euforycznymi wręcz okrzykami „aaaa”.

Co jednak istotne, wersja zmierzająca w tym kierunku w dużej mierze znajduje potwierdzenie w innych materiałach internetowych, których autorem jest Lampart Group. Według ustaleń detektywów, Markus W. znał rezydenta Mahmuda K. przed wylotem Magdaleny Żuk do Egiptu, jednak ich powiązanie w sieciach społecznościowych szybko zostało usunięte. Na ubraniu kobiety odkryto ślady biologiczne kilku mężczyzn, ale wątek ten całkowicie pominięto w śledztwie. Żuk stale miała znajdować się pod wpływem środków odurzających i można przypuszczać, że nie przyjęła ich sama. Zachowała jednak na tyle świadomości, by wpaść w panikę, a tym samym wywołać reakcję otaczających ją mężczyzn. Dlatego też pilnowali jej stale nawet w szpitalu, nie będąc jego personelem, a wcześniej wmówili, że na lotnisku odmówiono jej wejścia na pokład samolotu ze względu na problemy psychiczne. Tyle, że nie jest znana procedura, aby na lotnisku pasażerów przy odprawie badał lekarz psychiatra, ani by pilot osobiście, jeszcze w terminalu, odmawiał wpuszczenia do samolotu – jak podawano w oficjalnej wersji wydarzeń. Jeśli w poprzedzających tę sytuację dniach doszło do wykorzystania seksualnego odurzonej Magdaleny Żuk, mogło mieć to miejsce pierwszej nocy na łodzi, gdzie przebywała 20 kilometrów od brzegu. To po tych wydarzeniach zaczęły się jej główne problemy. Są jednak świadkowie, którzy twierdzą, jakoby Żuk (w stanie dającym podejrzenie zażycia narkotyków) z kilkoma mężczyznami udała się do swojego pokoju hotelowego. Celu ich wizyty można się domyślić.

Lampart Group zwraca jeszcze uwagę na kilka istotnych szczegółów. Po pierwsze, Magdalenę Żuk na lotnisko w Katowicach miał odwieźć partner Markus i znajomy Maciej R. Zgodnie z oficjalną wersją kobieta miała z jednym z nich (zapewne z Markusem), czule się żegnać. Zdaniem części świadków nie było jednak żadnego czułego pożegnania, a Żuk już wtedy zachowywała się dziwnie i wyglądała na podenerwowaną. Po drugie, wątpliwości budzi cel, dla którego video-rozmowę Markusa z Magdaleną Żuk nagrywał Maciej R. To on rzucił wtedy do Markusa „nie wyciągaj od niej za dużo, bo nagrywam rozmowę”. Pojawiły się głosy, że przy rozmowie obecna była szefowa Magdaleny, która notabene nazywa się… dokładnie tak samo jak zmarła, albo że nagranie zrealizowano właśnie dla niej. Kobieta zaprzeczała, ale przyznała jednak, że była przy tym, jak zgrywano plik z zarejestrowaną rozmową. I tu kolejny ciekawy wątek – video przed publikacją było edytowane na telefonie iPhone, co każe przypuszczać, że w całości nigdy nie ujrzało światła dziennego.

Informacje z różnych źródeł – od internautów po detektywów, jednak poza prokuraturą tak polską, jak i egipską – zdają się składać na w bliskie sobie wersje wydarzeń. Mowa o powiązaniu osób, które pojawiły się przy sprawie śmierci Karoliny K. w Karpaczu, także przy sprawie Magdaleny Żuk. Dalej dotyczy to powiązań Markusa W. z rezydentem Mahmudem K. i ewentualnych wyjazdów poprzedniej partnerki tego pierwszego do państw arabskich. W końcu regularnie powtarza się wątek narkotyków i wykorzystania seksualnego, a nie są to słowa bez pokrycia w dowodach, nawet jeśli oficjalne śledztwo o tym milczy. Handel ludźmi do krajów arabskich w celu świadczenia usług seksualnych wydaje się więc bardzo prawdopodobnym scenariuszem, w którym niewygodne czy zbyt oporne osoby są po prostu likwidowane…

Autor: PS – Dziennik Śledczy


Masz temat , którym powinni się zająć nasi dziennikarze? Wyślij do nas wiadomość: redakcja@dzienniksledczy.pl – spróbujemy Ci pomóc!

Komentarze: