Na sześć lat więzienia skazał sąd rejonowy w Katowicach Edwarda D. za doprowadzenie do wybuchu gazu w budynku plebanii parafii ewangelicko-augsburskiej w katowickich Szopienicach. Do zdarzenia doszło w styczniu ubiegłego roku. Trzy osoby zostały wtedy ranne, a dwie: żona i córka oskarżonego zginęły, choć przyczyną ich śmierci nie był eksplozja.
Nieprawomocny wyrok ogłosił w czwartek Sąd Rejonowy Katowice-Wschód. Oskarżony nie został doprowadzony z aresztu.
Poza karą więzienia mężczyzna został też zobowiązany do naprawienia szkody, która wyniosła kilkanaście mln zł, ma też wypłacić zadośćuczynienia pokrzywdzonym. Wymierzona D. kara pozbawienia wolności jest zbieżna z wnioskiem prokuratury i pełnomocnika oskarżycielki posiłkowej.
Proces mężczyzny przed katowickim sądem rozpoczął się w styczniu tego roku. Według prokuratury Edward D. celowo rozszczelnił instalację gazową.
Wybuch na plebanii nastąpił 27 stycznia 2023 roku ok. g. 8.30 rano. Był tak silny, że zawaliły się ściany budynku.
75-letni Edward D. został oskarżony o sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa eksplozji gazu ziemnego i nieumyślne doprowadzenie do eksplozji, w której dwójka dzieci i ich ojciec zostali ranni. Pod gruzami znaleziono ciała dwóch kobiet: żony i córki Edwarda D. Biegli ustalili, że przyczyną ich śmierci było zatrucie lekami, które zażyły wcześniej, dlatego mężczyzna nie odpowiadał za doprowadzenie do ich zgonu. Sam Edward D. też został poważnie ranny w wybuchu i wiele dni spędził w szpitalu.
W śledztwie zgromadzono wiele dowodów, przesłuchano świadków i zasięgnięto opinii biegłych. Ustalili oni, że przyczyną eksplozji był wypływ gazu do mieszkania zajmowanego przez rodzinę oskarżonego.
Edward D. nie przyznał się do zarzuconego mu czynu. Odpowiadając na pytania sądu mówił, że żona, on i córka uzgodnili samobójstwo – wobec choroby żony oraz sytuacji finansowej. Zażyli tabletki, ale rano się obudzili. Opowiadał, że chyba okleił okna i chyba włączył kuchenkę gazową, potem chyba wyszedł z psami. Kolejnych zdarzeń nie pamiętał.
W ocenie prokuratury dowody zgromadzone w śledztwie, w tym opinia biegłego z zakresu gazownictwa wskazują, iż oskarżony celowo rozszczelnił instalację gazową w swoim mieszkaniu, choć nie udało się ustalić, czy samo zainicjowanie wybuchu było wynikiem celowego działania czy przypadku.
Parafia ewangelicko-augsburska poniosła straty, które oszacowano na ponad 6 mln złotych. Wybuch uszkodził także okoliczne budynki i samochody, m.in. kościół parafii ewangelicko-augsburskiej oraz budynek Szkoły Podstawowej (szkoda ponad 700 tys. zł), Zespół Szkół Przemysłu Spożywczego (szkoda ponad 900 tys. zł).
Status pokrzywdzonego prokurator przyznał 19 osobom i innym podmiotom.
Kilka dni po wybuchu media poinformowały, że otrzymały list podpisany przez całą tę trójkę, który został wysłany do redakcji krótko przed tragedią. Była w nim zapowiedź rozszerzonego samobójstwa. Autorzy listu napisali, że będąc w ciężkiej sytuacji o pomoc zwrócili się do księdza, u którego zamieszkiwali i dla którego pracowali; czuli się przez niego oszukani.
Informację o nieporozumieniach w plebanii potwierdził wtedy proboszcz parafii oraz biskup diecezji katowickiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego Marian Niemiec. Jak informował biskup, konflikt pomiędzy rodziną, która miała napisać list a parafią trwał od lat, jego tłem były kwestie finansowe. Spór oparł się o sąd, który przyznał rację parafii. Jak opisywał biskup, rodzina, która przed laty zajmowała się kościołem, mieszkała w plebanii i była utrzymywana przez parafię, nie płaciła czynszu czy za media; od lat nie zajmowała się już kościołem.