Grupa kilkudziesięciu migrantów koczuje na granicy polsko-białoruskiej w Usnarzu Górnym na Podlasiu. Prowizoryczne obozowisko zorganizowali między granicami obu państw. Od strony polskiej pilnują ich pogranicznicy i wojskowi.

To będzie kolejna noc, jaką między polską a białoruską granicą spędzi kilkudziesięcioosobowa grupa nielegalnych imigrantów – w tym kobiet i dzieci.
A tej nocy termometry w okolicach Białegostoku pokażą zaledwie 13 stopni Celsjusza.

Migrantów nie widać – miejsce, w którym się znajdują jest dokładnie zasłonięte przez samochody straży granicznej i wojska. Nie można bliżej podejść, nie pozwalają na to żołnierze z bronią – ani dziennikarzom, ani przedstawicielom Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Widać niewielki dym z ogniska i od czasu do czasu ludzi bez mundurów, którzy przemieszczają się między drzewami –

Migranci nie mają żadnego schronienia przed chłodem czy deszczem. Jak ustaliła nasza dziennikarka, do godziny 20:00 na miejsce przyjedzie transport z namiotami, kocami i innymi rzeczami, które są im bardzo potrzebne. Ale nie wiadomo, czy zostaną przekazane. Do tej pory przed pogranicznikami stoi jedzenie, jakie przynieśli mieszkańcy oraz namioty, których służba graniczna nie przekazała, ani nie pozwoliła przekazać.

Migranci nie mogą przejść ani na polską, ani na białoruską stronę. Sytuacja jest patowa
Komentarze: