„Surogatki z Miasteczka Wilanów”, czyli śledztwo „Newsweeka” i śmiałe oskarżenia. W znanym luksusowym szpitalu, który uchodzi za porodówkę dla celebrytów „produkuje się” dzieci, a następnie sprzedaje się je rodzinom z Europy Zachodniej. Matkami dzieci są Ukraińskie surogatki.

Tygodnik prześwietlił dokładnie kobietę, która ma nadzorować porody i zarządzać całym tym „procesem”. Mowa o Irynie – nie jest zatrudniona w szpitalu, ale przedstawia się, jako tłumaczka rodzących kobiet i mieszka z nimi zaraz obok szpitala. Dzięki temu, w momencie rozpoczęcia porodu – zawsze jest na miejscu.

Po porodzie, dzieci trafiają do singli, małżeństw oraz par homoseksualnych w Niemczech, Francji i Hiszpanii.

Śledztwo prowadzone przez „Newsweek” trwało pół roku. Dziennikarzom udało się dotrzeć do świadków, którzy opowiadają o tym, jak w luksusowym prywatnym szpitalu Medicover dochodzi do masowych porodów młodych surogatek z Ukrainy.

Cały ten proceder przebiega pod okiem polskich służb. Młode kobiety w zaawansowanej ciąży zgłaszają się do kliniki rano na badanie, a już wieczorem odbywa się poród. „Tłumaczka” kobiet nalega, aby każdy poród przebiegał w sposób naturalny, ponieważ cesarskie cięcie wymaga dodatkowych kosztów, co nie jest dla niej korzystne. Noworodek spędza u boku matki zaledwie dobę – później trafia do rodziny zastępczej.

Miesięcznie w szpitalu dochodzi do kilku takich porodów.
Według oficjalnych danych, rocznie około 5 tysięcy Ukrainek, decyduje się na pozostanie matką zastępczą. Otrzymują za tą „usługę” około 12-20 tys. euro.

Dlaczego to wszystko odbywa się akurat w Polsce?
Co prawda surogacja jest w naszym kraju nielegalna, ale prawo bardzo słabo radzi sobie z kwestią handlu ludźmi. W Polsce, rocznie może dochodzić nawet do kilku tysięcy takich porodów, a mimo tego nikt nie został jeszcze za to ukarany.
Ukraińskie surogatki przywożone są do Polski, ponieważ stąd łatwiej jest przewieźć noworodka do nowych rodzin. Wywiezienie dziecka z naszego kraju do innego kraju Uni Europejskiej przebiega bez problemów. W Ukrainie trzeba mieć na to stosowne dokumenty, które ciężko jest uzyskać.

Patrycja Haber

źródło: fakt.pl

 

 

 

Komentarze: