źródło: fakt.pl

Bartłomiej S., autor książki „Spotkanie” jest oskarżony o zabójstwo bezdomnego i próbę zabójstwa własnego ojca. 35-latek na swój koszt wydał książkę, która pomogła w jego schwytaniu. Grozi mu kara dożywocia. Właśnie ruszył proces.

Do Sądu Okręgowego w Szczecinie wpłynął akt oskarżenia wobec trzech mężczyzn, którzy „poprzez szereg działań usiłowali doprowadzić do zabójstwa ojca jednego z nich oraz dokonali zabójstwa innej osoby” – informowała na początku maja Alicja Macugowska-Kyszka ze szczecińskiej Prokuratury Okręgowej.

Wśród oskarżonych jest Bartłomiej S., autor wydanej w 2015 r. książki „Spotkanie” i to właśnie jej treść miała naprowadzić śledczych do zwłok znalezionych pod posadzką altany znajdującej się na terenie Wyspy Puckiej. Ofiarą okazał się starszy mężczyzna.

Zdaniem prokuratury zabójcy usiłowali go otruć, podając mu nasiona cisu i tabletki przeciwbólowe, a gdy to nie zadziałało – mieszankę alkoholu ze środkami psychotropowymi i lekami nasercowymi. Skrępowali ofiarę, założyli na głowę foliowy worek i zostawili na pewną śmierć. Po trzech dniach wrócili, by ukryć ciało pod podłogą altanki działkowej należącej do pisarza, gdzie znaleźli je policjanci.

– Poszliśmy do domu i czekaliśmy, aż umrze. Po trzech dniach tam wróciliśmy i zakopaliśmy ciało pod podłogą mojej altany – relacjonuje zeznania Bartłomieja S. „Fakt”.

S. wpadł, bo usiłował otruć także własnego rodzica, a gdy jego plan się nie udał, zaangażował do „pomocy” osoby trzecie. Na początku roku 2020 mężczyzna został napadnięty w parku i dotkliwie pobity (jego czaszka została złamana w kilku miejscach), jednak ofierze udało się przeżyć.

Pisarz miał wówczas udawać zrozpaczonego syna. Kontaktował się z mediami, zapewniał, że pragnie odnaleźć sprawcę napaści. Jednocześnie planował dokończenie zbrodni. Wpadł na pomysł, by zadzwonić do szpitala z informacją o podłożonej bombie. Fałszywy alarm miał pozwolić mu niezauważenie wstrzyknąć ojcu truciznę. Plan się nie powiódł. Bartłomiej S. wraz ze wspólnikami został zatrzymany przez policję.

Jak podaje „Fakt”, Bartłomiej S. podczas rozpoczętego właśnie procesu w przeciwieństwie do wspólników wykazał skruchę i chęć współpracy. Przyznał się też do wszystkiego.

-Wszystko to robiłem dlatego, że nie miałem pieniędzy. Gdybym został zatrzymany za oszustwa, to straciłbym możliwość opieki nad córeczką – miał twierdzić przed sądem. Zarówno pisarzowi, jak i jego wspólnikom, grozi dożywocie.

Komentarze: