Foto: Kazimierz Seko / PAP

Po sześciu latach psychozy na Śląsku Zdzisław Marchwicki został skazany na śmierć za zabójstwo 14 kobiet i usiłowanie zabójstwa 6 kolejnych. Czy jednak to on stoi za tymi brutalnymi morderstwami i słusznie nazywany jest „Wampirem z Zagłębia”? Na te inne pytania odpowiada Przemysław Semczuk, autor książki „Wampir z Zagłębia”. 

Dziennikarz na napisanie tekstu ma znacznie mniej czasu niż pisarz na napisanie książki. Dzięki temu, w książce możemy znaleźć wiele informacji, jakich nie znajdziemy w internecie. Jakie zaskoczyły Cię najbardziej?

Dziennikarka jednej z gazet z całą stanowczością twierdzi, że w sprawie Wampira z Zagłębia, w pościgu uczestniczyli specjaliści ze Scotland Yardu. Jej zdaniem byli w Polsce bardzo długo, nawet po wyroku. Na Boga. Skąd te bzdury?
Przede wszystkim nie ze Scotland Yardu a z FBI, nie specjaliści a specjalista i nie bardzo długo a 3 dni i nie po wyroku a przed zatrzymaniem. Co więcej, jego opinia nigdy nie trafiła do akt, bo wykluczała winę Zdzisława Marchwickiego.

Wyklucza winę Marchwickiego? To kto w takim razie był mordercą?

Dzisiaj nie jesteśmy w stanie tego ustalić. Myślę, że milicja wtedy znalazła prawdziwego sprawcę. Zdanem Jamesa Brussela morderca popełnił samobójstwo. Jeżeli tak się stało, to dla milicji nie było problemu, by sprawdzić wszystkich samobójców nie tylko na Śląsku, ale i w całej Polsce i odnaleźć tę osobę. Uważam, że go znaleźli. Z całą pewnością jednak nie był to Marchwicki.

Dlaczego więc Marchwicki został pociągnięty do odpowiedzialności?

Milicja potrzebowała kogoś, kogo mogła posadzić na ławie oskarżonych. Nie wchodziło w grę, by po tylu latach śledztwa, po tak głośnej sprawie powiedzieć: Jesteście bezpieczni, Wampira już nie ma, popełnił samobójstwo”. Milicja potrzebowała sukcesu i pokazu skuteczności. A gdy zabrakło Wampira trzeba go było stworzyć.

Jaki był motyw zbrodni Wampira. Zabijał dla zabijania?

Nie, to ewidentnie zbrodnie o podłożu seksualnym. To, że on nie gwałcił, nie oznacza, że nie zaspokajał się seksualnie. Motyw seksualny był bardzo wyraźny. Obnażał ciała, manipulował przy narządach rodnych. W jednym przypadku nawet wyciął fragment wzgórka łonowego, więc okaleczał zwłoki. Być może mógł dokonywać też innych czynności, zadowalać się w inny sposób. Tego nie wiemy. Na miejscach zbrodni nie znaleziono śladów nasienia.

Czym kierował się w doborze ofiar?

Dobór był przypadkowy i to właśnie sprawiało trudność w odnalezieniu sprawcy. Wiek, pochodzenie, wygląd wszystkich ofiar był tak różny, że trudno było znaleźć w tym jakąkolwiek regularność. Celem były kobiety. Po prostu.

W jaki sposób je mordował?

Wszystkie ofiary, poza jedną – ostatnią, zostały zamordowane uderzeniem twardym narzędziem, tępokrawędzistym z lewej strony w tył głowy, co wskazywało na to, że sprawca był leworęczny.

Jak zginęła zatem ostatnia ofiara?

Jadwiga Kucianka została zamordowana uderzeniem z prawej strony głowy, co wskazuje na to, że był to inny sprawca. W jej przypadku nastąpiło też imitowanie gwałtu. Prawdopodobnie sprawca nie wiedział, że Wampir nie gwałcił i dokonał penetracji kawałkiem kija. To wskazuje wyraźnie, że nie była to ofiara Wampira.

Kto więc zabił ostatnią ofiarę?

Być może Zdzisław Marchwicki, choć i to nie jest pewne. Nie zabezpieczono na śniegu śladów butów. A z tego co wiadomo miały mniejszy rozmiar niż buty Marchwickiego.

Rozumiem, że Marchwicki też był leworęczny?

Nie. Praworęczny.

To gdzie tutaj zbieżność z Wampirem skoro tak ważna kwestii się nie zgadza?

Nie ma.

Jaki związek z morderstwami ma brat Marchwickiego?

Niektórzy twierdzili, że rodzina wiedziała o morderstwach. Rzekomo Jan Marchwicki zlecił bratu morderstwo Kucianki i na siłę próbowano udowodnić, że Jan Marchwicki miał motyw, by ją zamordować. Miała być z nim w konflikcie i miała zamierzała ujawnić, że Jan Marchwicki jest homoseksualistą. Nie było co ujawniać. Całe Katowice o tym wiedziały. Jan Marchwicki tego nie ukrywał, więc motyw, był absurdalny.

Jednak Jadwiga Kucianka zginęła. Dlaczego?

Jan Marchwicki miał konflikt, ale z zupełnie inną osobą. Prawdopodobnie doszło do absurdalnej pomyłki. Zlecił „uciszenie” Janiny K., sekretarki rektora. Wskazał ją swojemu kochankowi, on Henrykowi, a ten z kolei Zdzisławowi. Gdzieś po drodze doszło do pomyłki. Zamiast Janiny K, uciszono Jadwigę K.

Marchwicki zabił tylko Kuciankę, ale przypisano mu też inne zabójstwa, tego właściwego Wampira”, który prawdopodobnie popełnił samobójstwo. Ale Marchwicki przecież przyznał się do tych zabójstw?

Marchwicki był człowiekiem bardzo prostym. Skończył 4 klasy szkoły podstawowej, łatwo było nim manipulować. W jakiś sposób go nakłoniono do przyznania. A gdy próbował to odwołać, sprytnie proszono by napisał co odwołuje. W taki sposób przyznawał się ponownie. W którymś momencie sam się pogubił i podał większą liczbę niż ta która znalazła się w akcie oskarżenia. Przypomnijmy skazano go za 14 zabójstw i sześć usiłowań. Z zarzutu jednego zabójstwa został uniewinniony, bo go nie udowodniono. To poniekąd zadziałało jako argument za uczciwością procesu.

A te dodatkowe morderstwa?

Trudno powiedzieć skąd o nich wiedział. Mógł czytać w prasie, mógł słyszeć od kogoś, bo ludzie plotkowali. Ulica wrzała. Mówiono o napadach na kobiety. A mogli mu o tym opowiedzieć milicjanci. Teraz tego już nie ustalimy.

Czy milicja dotarła do prawdziwego Wampira?

Myślę, że tak. Byli milicjanci twierdzą, że był to Piotr Olszowy. Dokonał rozszerzonego samobójstwa. Zamordował żonę i dwójkę dzieci, sam pchnął się nożem i podpalił dom. Dzisiaj pozostały tylko przesłanki i trochę domysłów. Ponoć chorował psychicznie, był schizofrenikiem. Pasował idealnie do profilu Brussela. Ale są też fakty, które go wykluczają. Milicjanci mimo to są przekonani o jego winie. Niestety dzisiaj nie ma na to dowodów. Dowody byłyby, gdybyśmy przejrzeli dokumentację, która została na wszelki wypadek spalona w 1980 roku.

Co było narzędziem zbrodni Wampira?

W gazetach pokazywano zdjęcie pejcza. Stalowa lina, obszyta skórą. Tym miał gruchotać czaszki.
Pejcz znaleziono u jego ojca w piwnicy, nie było na nim krwi, co już wskazuje na to, że nie było to to narzędzie zbrodni. Ciekawostką jest to, że biegli nie zbadali samego pejcza, a zdjęcie pejcza – czy jego kształt pasuje do obrażeń. Pejcz był po prostu za miękki by powodować takie obrażenia. Ze sprawy Knychały wiadomo, że nawet ciężki młotek nie wystarczył gdy uderzenie zamortyzowała wełniana czapka.

Biorąc pod uwagę te wszystkie fakty, możemy śmiało powiedzieć, że Marchwicki nie był mordercą kobiet, a ofiarą systemu?

Tak uważam.

Więcej informacji w książce Przemysława Semczuka „Wampir z Zagłębia”

Patrycja Haber

Komentarze: